martes, 8 de septiembre de 2015

BOHDAN DROZDOWSKI [17.010] Poeta de Polonia


Bohdan Drozdowski

Bohdan Drozdowski (Nació el veinte noviembre 1.931 en Kosovo Poleski, Polonia - Murió el 2 Abril 2,013, poeta polaco, novelista, ensayista, traductor, autor de artes escénicas.

Biografía 

De 1946-1947 fue explorador, en los años 1947-1948 miembro de ZWM, y en los años 1948/55 ZMP. Miembro del Partido Comunista desde 1955.

También se desempeñó como, Editor en jefe adjunto y editor en jefe de "modernos tiempos", editor en jefe de "Poesía". Fue director adjunto del Instituto de Cultura Polaca en Londres.


Bohdan Drozdowski

Poeta, prozaik, scenarzysta, dramatopisarz i tłumacz. W czasie wojny jako dziecko został wywieziony przez Niemców do obozu pracy. Po powrocie pracował jako robotnik, a od 1952 roku - jako dziennikarz w łódzkiej prasie i Polskim Radiu. Jednocześnie studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od 1956 roku był zastępcą redaktora naczelnego literackiego czasopisma "Współczesność", a od 1966 r. - jego naczelnym. Potem został wicedyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, a po powrocie, aż do 1986 r., był szefem miesięcznika "Poezja".

Autor zbiorów wierszy, m.in. "Jest takie drzewo" (1956), "Moja Polska" (1957); dramatów "Kondukt" (1961), "Klatka" (1962); szkiców, m.in. "Epoka i reszta" (1967); powieści, m.in. "Arnhem - ciemne światło" (1968). W 1991 r. razem z Bohdanem Urbankowskim wydał antologię "Od Staffa do Wojaczka. Poezja polska 1939-1985".


Muere mi padre

Llego y digo: muere mi padre,
sólo vivirá dos o tres días. A lo sumo cuatro días.
Luego pasamos a conversar de literatura.
Mayo, el verdor renace. No quiero morir en mayo.
tres o cuatro días más… Mi hijo cualquier día
caerá en un círculo de amigos y dirá: mi padre está muriendo,
luego la conversación pasará a la cibernética,
o a la biología o a la filosofía. No sé
qué elegirá mi hijo. No quiero morir en mayo,
pues los hijos están tan ocupados con la primavera…
Tal como dije… Bueno, algún día sucederá.
Alguien justificará la ausencia del hijo.
que quizás no esté en mi agonía,
que lo pase sentado en el café con una chica
diciendo: muere mi padre. Como éste y su cara
permanecerá indiferente. El hijo
tiene apenas siete años. Qué felicidad.
He regresado después de muchos años, le traje a mi padre
una mochila de cigarros americanos. Dijeron:
murió tu padre. Qué felicidad que no tuve
que caer en u círculo de amigos y decir: mi padre está muriendo.
Para luego pasar a los recuerdos.
Esta sería
una gran desgracia si supiera entonces
que esta es la felicidad. Muere mi padre.

Versión de Francisco de Oraá
http://circulodepoesia.com/2015/09/tres-poetas-polacos-del-siglo-xx/




Syn mój rośnie
piąstki ma
orzeszki małe
Kiedy żona płacze
płacze mój syn
i mówi że jestem be
Kiedy krzyczę
mówi że jestem be
Całuje matkę
do mnie zaledwie się zbliży
cierpię
Tak cierpi gałąź winogrona
gdy brak w pobliżu tyczki albo ściany

Źródło: Syn mnie omija z daleka






Dopisek

V

Nie bądź mi mrokiem
ani drzewem sennym
ani zwątpieniem ani puchem ostu
nie bądź mi czcionką łagodnej klepsydry
odtruwającej w wietrzne usypiska
nie bądź mi deszczem ni oczekiwaniem
moja ty

Nie bądź mi samą tylko łagodnością
ani lisicą co zapadłszy w potrzask
odgryza łapę aby unieść w życie
nie bądź mi






Dwoje

Przez granatowość
pokornego nieba
co od źrenicy
w porę się odchyli
patrzę
na granie foremnych motyli
nad polem owsa
które wiatr koleba

To się unoszą
jak twój biały stanik
to mrużą skrzydła
jak ty oczy wtedy
gdy już jesteśmy tacy stratowani

Co ponad lękiem naszym się otwiera
Dalekie
obce w swoim nieskończeniu
jest jak ów motyl
który wzrok mój przeniósł
stąd gdzie się żyje
tam gdzie nie dociera




Erotyk majowy

Nie lubisz gestów
fiołkowy bukiecik
kupiony z nagła w przyulicznym kiosku
tyleż opowie ile zmilczy barwą
nie spałaś wczoraj Twarz odlaną z wosku
owiń "warkoczy złotopłynną szarfą"
zanim przez rzęsy ironia zaświeci

Nie lubisz pytań
fiołkowy bukiecik
jeśli kupiony po raz pierwszy w życiu
tyleż zachowa gestów co zawstydzeń
słowo przezornie "więdnące w powiciu"
na każde z wezwań i na każde z widzeń
jakże młodzieńcze niedochcenia nieci

Nie lubisz wyznań
fiołkowy bukiecik
tyleż przyciemnia cieni w przemilczeniach
ile jest kształtów w nięforemnej bryle
tak się dojrzałość cofa i odmienia
więc tak się "łowi niepochwytne chwile"?

I kochankowie biedni i poeci.




Jesień

Piersią nagą po mokrej przesuwasz murawie
o poranku przepitym farbami jesieni
Leżę patrzę oddycham wzrok i dotyk bawię
twoim ciałem dymiącym moja nowa ksieni

Żadna noc się nie zdarza dwakroć taka sama
nasze zejścia do piekieł ni wniebowstąpienia
Coś się w tobie odmienia i coś mnie przemienia
dramat grzęźnie w komedii komedia brnie w dramat

Włos rozpinasz na krosnach krzaka jarzębiny
przędziesz głos tak jedwabny żem zmuzyczniał w tobie
orkiestrując krew twoją w senny świtu krwiobieg
mam ciebie mam jutrzenkę mam więc dwie dziewczyny

I umieram na chwilę i cucę się znowu
przysypany klaskaniem kasztanowych dłoni
Zbieram krople z rzęs twoich a niesyt połowu
nurzam twarz w twoich piersiach uchodząc pogoni

promieni nazbyt jasnych powiewów zbyt ciepłych
obłąkany lękami (to wszystko tak kruche)
A potem ślad w murawie naszych ciał zakrzepły
prostujemy oddechów pośpiesznych podmuchem

Aż coś w nas pęka nagle i tężeje w lawę
Słońce obłok wciągnęło na swą twarz sromotną
Nie ma ciebie Mnie nie ma Wiatr głaszcze murawę
jakby z naszym zniknięciem było mu markotno

Aż rychła zima przez nas nie skończone płótno
zamaluje na biało
tę bajkę miłości wierutną

kwiecień 1969




Moja Madonna

Dotykam cię niewysłowienie
palcami ciepłej wyobraźni
lecz w oku twoim ni na mgnienie
nie zalśni nawet błysk przyjaźni

zagarniam cię w ramiona wzroku
węchu dotyku słuchu — biorę
naręcza twych spłoszonych kroków
lecz ty się zawsze wymkniesz w porę

by wrócić w snach tak zwulgarniała
zaborcza sucza wyuzdana
jak zorza spermą rosy zlana
w przepychu samiczego ciała

i tak się w tobie mojej zmaga
z wiotką różową i niewinną
kurwa wspaniała i świątynna
odziana w grzech spowiedzią naga

bluźniercza wierna zabobonna
od szeptu przechodząca w rechot
łzom siostra chybka druchna śmiechom
moja madonna

27 V 1969





Twoje imię

Bożenie

Ty pochylona
palców dziesięciorgiem
wygładzasz burzę
którą noc miniona
przez głowy nasze przetoczyła stępa
Ty pochylona
w stronę jutrz i pojutrz
przeliczasz zbiegłe godziny i chwile
na strat procenty i zysków promile

Ty pochylona
nad sławą i klęską
obca i bliska jak Ziemia i przestrzeń
Alino moja moja Balladyno
ty morderczyni i ty zabijana
widziana nawet kiedy nie widziana
i rozumiana kiedy przeklinana

ty pochylona



II

Ty oddalona
duża i posępna
zdradliwa rzeko wrzosie przenikliwy
brzozo pomiędzy pasiekami pszczoło
ty bielejąca i gotowa żądło
gdy pocałunki spowszednieją wczepić
kaskado smukła figurko woskowa
mój dzień żałosny w tobie nagość chowa
Ty oddalona



III

Za moim cieniem i za twoim cieniem
słońce się płaszczy i nie może zbliżyć
jest oddalenie
przerażeń zwrotnych jak ptaki wśród krzyży
Za twoją stopą i za moją stopą
z drogi się rodzi i w drodze przepada
pył który nigdy nie był smugą cienia

Jest w nas wytchnienie
lecz nie ma wytchnienia



IV

Przez moją głowę odległą i obłą
przepływa postać słowa które cię wypowie

Kamień posiadł tę siłę którą dał mu człowiek
a wiatr ma taką prędkość z jaką płynie obłok

Kamień w dłoni Dawida Kamień co jest milą
Obłok uformowany z twojego oddechu

wnikły w postać przegiętą pięknej Pani z Milo
której imię i w naszym przejrzało się grzechu

Tyś jest kamień i wiatr mój Tyś jest kształt przekorny
światło z ołtarza spóźnionych powrotów

tyś jest mrok wieczorny
Ostrołuk wniebowzięty ze świątyni Gotów

Tyś jest Mrok [oto imię!] w którym słabość moja
może się jarzyć i mglić znikać albo

Tyś jest gorzka wygrana tyś utraty bojaźń
Mroku domkniętych powiek nie skażony chwalbą











No hay comentarios:

Publicar un comentario